28 lis 2010

Z wizytą u sióstr Brönte

     
Na plebanii w Haworth - Anna Przedpełska-Trzeciakowska

       Na plebanii w Haworth Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej  to świetna moim zdaniem biografia sióstr Brönte.
Zapewne w internecie znaleźć można wiele recenzji tej książki, ponieważ nie jest nowa, ale można kupić ją w nowym wydaniu. 
     Pojęcia nie mam, dlaczego nigdy nie pamiętam tytułu tej książki, zamiast tego majaczy się w mej pamięci zawsze określenie "W kamiennym domu". Być może dlatego, iż autorka z wielkim wyczuciem plastycznym porusza wyobraźnię czytelnika, opisując miejsce, w którym słynne pisarki spędziły większość swego życia.
Nie wiem jak inni, ale ja, czytając ten tekst, wręcz fizycznie czuję zimno płynące z wrzosowisk i przenikające surowe mury małej plebanii (używam czasu teraźniejszego, bo oczywiście sięgam po nią regularnie, zawsze jesienią ). A jednocześnie wśród mieszkańców tego domu, czuję się jak gość, którego miło witają, lecz nie do końca otwierają przed nim swój własny tajemniczy świat.
Autorka, w sposób dyskretny, ale jednocześnie dociekliwy, przedstawia czytelnikom dzieje rodziny Brönte - zagmatwane, wzuszające, pełne rodzinnej miłości i jednocześnie pełne zwykłych życiowych kłopotów.
Kiedy kolejni członkowie rodziny odprowadzani są na cmentarz, zawsze ogarnia mnie smutek; szczególnie, gdy na plebanii pozostaje w końcu jedynie Charlotta i jej ojciec. Jaką siłę musieli mieć ci ludzie, by wytrzymać tyle nieszczęść, tyle pożegnań, a jednocześnie wciąż się podnosić z kolejnej żałoby? Jedyne co mnie zawsze podnosi na duchu to chwile szczęścia małżeńskiego, jakie Bóg zechciał dać Charlotcie, zanim powołał ją do siebie. Ostatnia z rodzeństwa, otoczona szacunkiem i dyskretną opieką, a jednocześnie tak bardzo samotna, odnalazła wreszcie swoją prawdziwą miłość.
     W tym obrazie niezwykłych pisarek, których utwory paradoksalnie nie należą do moich ulubionych - w odróżnieniu od leceważonych przez siostry powieści Jane Austen - (a w tym momencie wszycy gorliwi  brönteaniści obrzucają mnie błotem) podoba mi się szczególnie jeszcze jedna rzecz: relacje łączące Charlottę z jej wydawcą.
Chyba mam podobnie romantyczne wyobraźenie o roli wydawcy, jakie przedstawiono w tym tekście: godny szacunku człowiek, kóry nie tylko traktuje książki swoich klientów jak potencjalną inwestycję, ale także ktoś w rodzaju powiernika artystycznych porywów duszy pisarza. Wydawca, który jest jednocześnie troskliwym przedstawicielem autora, dba o jego interesy, o wizerunek, a nawet interesuje się osobistymi problemami autora: to ideał.
Na szczęście nieśmiała Charlotta znalazła taki ideał, bo gdyby nie on, być może rzesze czytelników nie miałyby okazji zapoznać się z jej twórczością.
     Autorka tej interesującej biografii podaje fakty z życia rodziny w sposób jasny, uporządkowany, a jednocześnie sprawia wrażenie, jakby zabierała nas w gościnę do małego kamiennego domku. Czytałam także inne biografie sióstr Brönte, ale wyznam, że sprawiły na mnie wrażenie chaotycznego przeglądania dokumentów archiwalnych, bez polotu.
Dlatego z czystym sercem mogę polecić jedynie tę - z biblioteczki zaściankowej kobiety. Zwłaszcza na chłodny jesienny wieczór, gdy za oknami wyje przeraźliwie wiatr, a my siedzimy w miękkim fotelu, z filiżanką cieplutkiej herbaty pod ręką...

Brak komentarzy: