Jeden z moich ulubionych historycznych seriali; tak rzadko emitowany przez telewizję, że gdy tylko zobaczyłam DVD w sklepie, natychmiast kupiłam i teraz mogę się nim rozkoszować, kiedy zechcę - serial w reżyserii Janusza Majewskiego pt. Królowa Bona.
Wyprodukowany w 1980 roku niezmiennie robi na mnie olbrzymie wrażenie. I to nie tylko dzięki wciągającemu scenariuszowi, opisującemu bogate w wydarzenia życie jednej z najbardziej znanych polskich królowych - żony Zygmunta Starego.
Serial ma już 30 lat, ale moim zdaniem bez trudu wytrzymuje porównanie z młodziutką produkcją brytyjską, która zyskała w Europie wielką sławę - Tudorowie.
Nie wiem, jaka jest różnica w budżecie obu filmów (choć przypuszczam, że spooora), ale polski serial został zrealizowany z niesłychaną dbałością o szczegóły. Zachwycają nie tylko autentyczne wnętrza i piękne plenery, ale przede wszystkim niesamowite wprost kostiumy, z wszelkimi detalami. Wystarczy przypomnieć sobie czasy, w których powstawał film i wyobrazić sobie kłopoty kostiumografa, pani Barbary Ptak, by nabrać wielkiego szacunku dla pracy całej ekipy. Czytałam gdzieś, że po niektóre elementy kostiumów trzeba było jeździć do NDR i do Pragi, ale to zapewne kropla w morzu problemów.
Wisienką na tym torcie estetycznych wrażeń historycznych jest oczywiscie znakomita gra wszystkich aktorów, a zwłaszcza pani Aleksandry Ślaskiej w roli tytułowej.
Królowa Bona - pełna pasji młoda Włoszka przybywająca do Polski, by poślubić starszego od siebie, spokojnego i rozważnego Zygmunta Starego (senatorskiego króla, jak mawiała szlachta) - przywiozła ze sobą nie tylko olbrzymi posag. Przywiozła ambicje kobiety wykształconej, światłej, której marzeniem było nie tylko umocnienie dynastii Jagiellonów, ale także uczynienie z Polski mocarstwa gospodarczego i politycznego.
Pani Śląska znakomicie odegrała tę charyzmatyczną postać niewiasty, która za nic miała wskazania epoki, nakazujące kobietom trzymać się w cieniu swoich małżonków.
Trzeba tu docenić także pracę charakteryzatorek, które w kolejnych odcinkach z młodej królowej potrafiły uczynić starą kobietę (czy zauważyliście, że król w Tudorach się nie starzeje?). Kłopot polegał jednak na tym, że znakomita aktorka, odgrywając rolę młodziutkiej Włoszki, była już kobietą dojrzałą, co nie ułatwiało zadania.
Trzeba tu docenić także pracę charakteryzatorek, które w kolejnych odcinkach z młodej królowej potrafiły uczynić starą kobietę (czy zauważyliście, że król w Tudorach się nie starzeje?). Kłopot polegał jednak na tym, że znakomita aktorka, odgrywając rolę młodziutkiej Włoszki, była już kobietą dojrzałą, co nie ułatwiało zadania.
Rozmach, z jakim zrealizowano serial, oparty nie na gonieniu z szabelką wroga, tylko na emocjach i przeżyciach kobiety sterującej państwem u boku małżonka, zadziwia mnie niezmiennie.
I choć brytyjski serial podobał mi się, myślę, że i nasz mógłby podobać się w Europie. Jest tylko jedno "ale" - by pojąć wszystkie zawiłości i intrygi, trzeba choć trochę znać polską historię i obyczaje. A o to trudno czasem nawet wśród Polaków.
Dlaczego jednak Europa nie miałaby wiedzieć, że gdy w Anglii rządził Henryk VIII a później Elżbieta, w Polsce swą świetność przeżywała dynastia Jagiellonów, wspierana przez kobietę o wielkim marzeniu?
Marzeniu, które niestety się nie spełniło.
zdjecia z filmu znalezione w Internecie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz